Wisła pojawiła się w zasięgu naszych kajakowych planów na kilka miesięcy wcześniej. Obserwowaliśmy doniesienia o „niezwykłych wyczynach” Marka Kamińskiego z lekkim przymrużeniem oka. Z dużymi rzekami mieliśmy do czynienia tylko na przykładzie Pilicy i Warty, i to w ich środkowych biegach, więc spłynięcie Wisłą nie wydawało nam się nigdy wyzwaniem. Mieliśmy wrażenie, że kajakowa nuda Pilicy (brak zwałek, średnio-leniwy nurt, brak „atrakcji” na wodzie) spotęgowana zostanie jeszcze na Wiśle. Coraz częściej spotykaliśmy kajakarzy, którzy Wisłą już płynęli. To właśnie ich relacje i opinie pozwoliły nam wyłonić najciekawszy odcinek do spłynięcia na trzy dni. Długi majowy weekend stanowił doskonałą okazję do zmierzenia się z Wisłą.
Kiedy ustaliliśmy już trasę, pozostało jeszcze „tylko” zapewnić sobie zaplecze logistyczne. Przez trzy dni zamierzaliśmy pokonać 90 km Wisłą – to za duża odległość by później wrócić po samochód, pozostawiony na starcie. Z pomocą pospieszyła nam rodzina Pytów. Poznaliśmy ich w 2009 roku na Kajakowej Biesiadzie w Augustowie. Ich miejsce zamieszkania (okolice Dęblina) były najwygodniejsze dla zrealizowania planu. Pojechaliśmy do nich rano i wraz z Dominikiem, oddelegowanym przez Tatę do pomocy nam, udaliśmy się wschodnią stroną Wisły do Sandomierza. Jakież było moje zdziwienie, jak się okazało, że prom na Sanie w Czekaju Pniowskim nie pływa w soboty(!). Ponieważ było już późno – po 13:00 – decydujemy się na rozpoczęcie spływu tutaj. Mamy 4 km płynięcia Sanem zanim spotkamy się z wodami Wisły (przynajmniej tak wskazują oznaczenia szlaku wodnego). Kiedy udaje nam się upakować zaledwie połowę zabranych z domu rzeczy w kajaki, Dominik wraca do domu naszym samochodem. Umawiamy się za dwa dni w Kazimierzu Dolnym.
Wodowanie na Sanie dostarcza wielu wrażeń. Rzeka jest szybka, a jedyne wygodne do zwodowania miejsce okupują osy. Tomek pomaga mi więc zwodować się z wykorzystaniem zacumowanej łódeczki jako pomostu, a on wsiada do kajaka prosto z promu, stojącego na naszym – prawym brzegu Sanu. Jest duszno i zbiera się na burzę.
San to duża i silna rzeka. Dużo silniejsza i większa niż Pilica, jaką znamy. Nieco brunatna woda sprawia wrażenie „powodziowej”, bardzo podobna do Dunajca w ubiegłym roku. O swoim impecie informuje nas już w ciągu pierwszych piętnastu minut, bo tyle właśnie zajmuje nam przepłynięcie 4 km Sanem do Wisły. Oznacza to, że płynęliśmy 12 km/h (!!!).
Przy wpływaniu na Wisłę dużo materiału naniesionego przez obie rzeki. Trudno wybrać wystarczająco głęboką drogę płynięcia. Wody Sanu i Wisły mają różny kolor i to ciekawe obserwować jak się mieszają. Wydaje się, że Wisła jest nieco wolniejsza od Sanu.
Bardzo szybko dopływamy do miasteczka na lewym brzegu. Dwie sylwetki kościołów i prom to znak, że mijamy Zawichost. Na brzegu nieopodal promu odpoczywają kajakarze. Chyba nawet dwie grupy. Są bardzo zmęczeni. Za bardzo jak na trudy spływu. Machamy sobie w geście pozdrowienia i płyniemy dalej.
Około 16:30 na prawym brzegu widzimy wapienne skarpy, nieomylny znak, że dopływamy do Annopola. Wiemy, że tu powinniśmy szukać miejsca na nocleg. Szukanie odpowiedniego miejsca ze środka głównego nurtu jest niemożliwe. Rzeka jest na tyle szeroka, że trudno wypatrzeć szczegóły na brzegu, płynąc głównym nurtem. Tomek podpływa do prawego brzegu, a mnie w udziale przypada „przeszukiwanie” lewego brzegu w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na obozowisko. Kiedy podpływam do brzegu i próbuję zawrócić czuję zawroty głowy. Dziwne. Kończę te poszukiwania i czym prędzej płynę do Tomka. Chyba coś nie tak ze mną.
Dobre miejsce do biwakowania znajdujemy na cyplu pomiędzy rzeką Sanną a Wisłą, tuż przy ujściu tej pierwszej do Królowej Rzek. Za naszymi plecami annopolskie klify, a przed nami wspaniały widok na Wisłę, Niebo postanowiło okrasić nam widok i przygotowało niesamowity spektakl światła i chmur. Zanim usnęliśmy, napaliliśmy ognisko i obserwowaliśmy grupę kajakarzy, która rozbiła obóz na wyspie nieopodal. Przy naszym namiocie zawisa totem – czaszka bobra, znaleziona na „naszej” plaży. Do snu kołyszą nas krople deszczu, a nad ranem, kiedy można by było już wstawać – deszcz jest najsilniejszy.
Ponieważ nie chce nam się zwijać mokrego namiotu – próbujemy przeczekać porę deszczową. Jemy śniadanie, obserwując jak pojedynczy kajakarze z obozu na wyspie wodują swoje jednostki na rzece. Ostatni z tej grupy schodzą na wodę grubo po południu, kiedy my jemy już obiad. Chyba komandor tego spływu ma kłopoty z zachowaniem dyscypliny spływowej. Słodkie lenistwo kończymy wraz z zakończeniem deszczu. W wiejącym (właściwie bez przerwy podczas tego spływu) wietrze suszymy namiot i o 16:00 (rekord) schodzimy na wodę. Przepłynięcie pod ogromnym mostem w Annopolu (jedynym podczas 82 km spływu) dostarcza wielu wrażeń. Jezdnia jest bardzo wysoko nad nami. Podeszczowy spokój raz po raz zostaje zmącony przez pomruki krążących wokół nas burz. Ale do końca spływu nie moczy już nas deszcz. Podobno wiatr w twarz to na Wiśle obowiązkowa „przyjemność”, więc i nas nie omija. Czapki na głowach są nieodzowne! Bardzo szybko tworzy się fala, z którą morskie kajaki, wspomożone naszym morskim doświadczeniem, dają sobie doskonale radę. Płynięcie pod wiatr na falach jest bardzo przyjemne. Zapewne ten wiatr powoduje, że tego dnia płyniemy dużo wolniej niż poprzedniego, więc nie do końca wiemy gdzie jesteśmy, kiedy rozbijamy obóz na piaszczystej wydmie na środku rzeki. Mamy dużo spostrzeżeń. Na Wiśle należy uważnie wsłuchiwać się w odgłosy. Wszelkie przeszkody na rzece (głazy, ostrogi, drzewa w nurcie) słychać dużo wcześniej niż się je wypatrzy. Ogromna masa wód wiślanych za każdą przeszkodą tworzy bystrza słyszalne już z kilkuset metrów. Już wtedy, zanim wypatrzy się przeszkodę, należy być przygotowanym na jej ominięcie, bo dopłynięcie do niebezpiecznego miejsca zajmuje dużo mniej czasu niż się podejrzewa. Uwaga druga: absolutnie nie jest możliwe porozumiewanie się kajakarzy pomiędzy kajakami. Brak naturalnych barier dla głosu, sprawia, że ten niesie się daleko z wiatrem i rzadko trafia do odbiorcy. Już kilkumetrowa odległość pomiędzy kajakami sprawia, że nie można się dogadać. Te spostrzeżenia oraz obserwacje dwu grup kajakarzy, mijanych po drodze, ostatecznie każą nam zapomnieć o branych pod uwagę planach zorganizowania spływu dla większej ilości osób. Duże grupy bardzo trudno „ogarnąć” na tych ogromnych przestrzeniach. Grupa kilkunastu kajaków „rozciąga się” na długość wielu kilometrów.
Drugiemu noclegowi podczas naszej wiślanej ekspedycji towarzyszy wiatr. Jest zauważalnie zimniej niż wczoraj ale poranek wita nas słońcem i widokiem sarny przepływającej przez rzekę kilkadziesiąt metrów od nas. Piaszczyste plaże na Wiśle są niesamowite. Czasem wynurzają się z nurtu na zaledwie kilka centymetrów nad poziom wody, a czasem mają półtorametrowe urwiska, uniemożliwiające dopłynięcie do brzegu. Po tym spływie drobny wiślany piasek mamy wszędzie, jeszcze kilka tygodni później wytrzepujemy go z biwakowego ekwipunku. Dokładamy wszelkich starań, żeby ochronić aparat fotograficzny. Przy każdej próbie dobicia do brzegu czuję zawroty głowy. Zderzenie prędkości rzeki i konieczność ustawienia kajaka tuż przed „lądowaniem” w poprzek nurtu powoduje wyhamowanie błędnika i oszałamiające wrażenia w głowie. Niesamowite.
Ostatni dzień na Wiśle to perspektywa pokonania 42 km. Wczoraj płynęliśmy wolniej niż nam się wydawało i zamiast przed Solcem, biwakowaliśmy przed Józefowem.
2 maja to Święto Flagi. Mamy na ten dzień banderkę, którą Tomek montuje na swoim pięcio i pół metrowcu. Z dumą, prezentując narodowe barwy w ciągu 5 h docieramy do Kazimierza Dolnego. Po drodze towarzyszy nam wspaniały widok zamku w Janowcu, widoczny już kilkanaście kilometrów przed promem w Janowcu. Z rzeki doskonale są widoczne nowe wały przeciwpowodziowe nieopodal Wilkowa, wysadzone w ubiegłym roku by chronić Kazimierz i Puławy.
Podczas tych trzech dni, mieliśmy do czynienia raczej z niskim stanem wody, a i tak Wisła wydawała się nam niesamowicie silna i szybka. Nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić jak groźna i nieobliczalna może ona być wtedy, gdy ma wysoki lub powodziowy stan wody.
Dopłynięcie do Kazimierza Dolnego i próba precyzyjnego „zaparkowania” przy nadbrzeżu pośród statków wycieczkowych to prawdziwa ekwilibrystyka. Oprócz zawrotów głowy najadłam się też dużo strachu, to było trudne. W Kazimierzu czeka już na nas nasze autko, sprowadzone tu po nas przez Romka, któremu polowe prace uniemożliwiły towarzyszenie nam podczas spływu. Wraz z Romkiem jedziemy do Jego domu, gdzie ku naszemu zaskoczeniu, czeka na nas pyszny obiad i wspaniała niepasteryzowana Perła. Opowiadamy nasze wrażenia przez kilka godzin, a do domu docieramy grubo po północy. Rano nasze kajaki zastajemy pokryte śniegiem…
Spływ Wisłą to nie jest spływ dla początkujących. Jedynie przy niskim stanie wody i zachowaniu szczególnej ostrożności w czytaniu rzeki, można polecić go mniej wprawnym kajakarzom, ale zdecydowanie pod „opieką” doświadczonych kolegów. Wymaga doskonałej orientacji na wodzie i umiejętności posługiwania się mapą (o mapy kajakowe Wisły jest bardzo trudno). Szybki nurt i duża ilość wody wymagają wczesnego przewidywania drogi płynięcia. Siła rzeki potęguje niekorzystne zjawiska: cofki i wiry za przeszkodami miewają nawet przy niskim stanie wody kilkadziesiąt metrów średnicy.
Mapa spływu:
Pokaż Wisła 29.04 – 02.05.2011 na większej mapie
Spływ w pigułce:
Akwen: rzeka San, rzeka Wisła
Początek spływu: Czekaj Pniowski, rzeka San, 4 km do ujścia
Koniec spływu: Kazimierz Dolny nad Wisłą, nabrzeże poniżej przystani statków wycieczkowych
Długość trasy: wg kilometrażu rzeki 82 km, wg śladu na wodzie 84 km (meandrowanie pomiędzy wyspami)
Trudność: rzeka zaskakująco trudna do nawigacji, szybki nurt i rozległe przestrzenie utrudniają właściwe odczytanie głównego nurtu i czytanie wody, bardzo szybki nurt utrudnia dobicie do brzegu, piaszczyste mielizny stanowią pułapkę w przypadku błędnego wyboru drogi płynięcia, z dużą uwagą należy obserwować skaliste ostrogi regulujące nurt i odpowiednio wcześniej unikać kontaktu z nimi, za główkami ostróg tworzą się kilkunastometrowe/kilkudziesięciometrowe cofki
Sprzęt: Kiwaczek (Kinga) oraz Waluś (Tomek)
Logistyka: Dominik Pyt i Romek Pyt (dziękujemy!)
Mapy i przewodniki: przed naszym spływem korzystaliśmy z opisu rzeki, zamieszczonego na kajak.org. Już po spływie udało nam się znaleźć mapy Wisły na odcinku Annopol – Kazimierz Dolny (od strony nr 17).
Jeśli chcecie zobaczyć naszą fotograficzną relację – kilknijcie TUTAJ.