Długo na to czekaliśmy. Wprawdzie rzeka, wybrana na tę okazję, mogłaby być „ambitniejsza”, ale już samo święto wystarczyło, żeby i tak było wspaniale. Jakie święto? Otóż po kilku latach przerwy w pływaniu z Agnieszką i Krzysiem, znowu udało się zorganizować wspólny weekend na wodzie. Osobno z nimi pływać się zdarzało (Luciąża z Agnieszką, Grabia lub szwedzkie wody z Krzysiem), ale razem we dwójkę dawno ich na spływie nie widzieliśmy. Wszystko to w dziesiątą rocznicę poznania ich na Rawce, którą i Oni i my z rozrzewnieniem wspominamy właściwie przy każdym spotkaniu.
Dodatkowo Krzysiek zabrał swoich nowych znajomych z pracy (nowych, bo my to już starzy po dziesięciu latach), których w kajaki jeszcze nie wsadzał. Było więc sporo uciechy i sporo emocji. Jeden z nowych znajomych, Jacek, chciał się pokazać na spływie z jak najlepszej strony i przygotował nam prawdziwą ucztę – kociołek z gulaszem węgierskim (prawdziwym!), który cały wieczór gotował na ognisku. Przepyszne!
Leniwie, podczas dwóch dni spływu Pilicą, pokonaliśmy ambitnie 33 kilometry rzeki z biwakiem i gotowaniem na ognisku, pluskając się w międzyczasie w Inowłodzu z wykorzystaniem deski SUP i kajaka sit-on-top z Przystani Tomaszów. Panie Heniu, serdecznie dziękujemy!
Mogłyby się częściej odbywać takie spotkania, brakuje nam codziennego kajakowego towarzystwa Agi i Krzysia – samo spotykanie się „przelotem” w pracy z jednym, bądź drugim już nam nie wystarcza. Mamy nadzieję, że ten spływ to zapowiedź lepszych kajakowych czasów dla naszej czwórki razem.