Autor: Kinga Kępa
Malmö nie bywa celem wakacyjnych wyjazdów. Położone na południowym krańcu Szwecji, otoczone pierścieniem autostrad, jest omijane łukiem w podróży na północ Skandynawii. Zapewne nie byłoby także celem naszego wyjazdu, gdyby nie maraton kajakowy, który od kilku lat organizuje na wodach miasta Klub Kajakowy z Malmö. Przy okazji „maratonowej” wizyty w Malmö, udało się na spokojnie obejrzeć miasto z wody.
Klub Kajakowy Malmö (Malmö Kanotklubb) to doskonałe miejsce na rozpoczęcie kajakowego zwiedzania miasta. Klub, położony w samym centrum trzeciego co do wielkości miasta Szwecji, oferuje parking, taras, na którym miło zjeść śniadanie przed wypłynięciem i bardzo wygodne pomosty kajakowe. Jeśli zostaniemy tu na nocleg (w turystycznych warunkach gościnnej klubowej podłogi), to możemy liczyć także na możliwość skorzystania z kuchni, łazienki, sali gimnastycznej, siłowni i sauny. Luksusy niezwykłe dla polskich klubów kajakowych. Kajakarz z polski powinien przeciętny szwedzki klub kajakowy zwiedzić przede wszystkim… światopoglądowo.
Na pomoście, oprócz czekających na chętnych aluminiowych kanadyjek, mieszczuchy, korzystający ze słonecznych promieni: kaczka krzyżówka, która koniecznie musi zajrzeć do naszych kajaków i norka amerykańska, pozująca do zdjęć. Kilka ruchów wiosłem dalej, kiedy znika za nami drewniany klubowy budynek, spotykamy dzikie gęsi, kaczki, króliki i wiewiórki. Znajdujemy się w pięknym parku, a odgłosy miasta przestajemy słyszeć. Jest baśniowo. Klimat żywcem wyjęty z najsłynniejszej książki dla dzieci Selmy Lagerlöf Cudowna podróż. Rozglądam się za gąsiorem Marcinem, by na jego skrzydłach polecieć jak mały Nils w podróż po Szwecji. Pomnik Nilsa i gęsi ustawiony jest w parku, w którym jesteśmy, więc można przynajmniej spróbować, czy na gęsi siedziałoby się wygodnie.
W chwili, gdy podnoszę głowę do góry podziwiając klucz przelatujących gęsi, zauważam wystające znad kwitnących drzew łopaty pieknego holenderskiego wiatraka. Opasany wieńcem kwiatów ogrodu botanicznego patrzy na wodę i na zamek królewski, z którym siąsiaduje. Zamek otoczony jest szeroką fosą i gdyby przenieść na jej wodę kajaki, można by było wydłużyć wodne atrakcje Malmö o prawie kilometr szlaku.
Mijamy pomosty i fontanny Parku Królewskiego w Malmö (Kungsparken i Malmö), którego integralną częścią są właśnie kanały, po których płyniemy. Park Królewski w Malmö był pierwszym parkiem publicznym w mieście z kilkudziesięciu istniejących obecnie, został otwarty w 1872 roku. Jego „królewskość” polega na niezwykłym rozplanowaniu i doborze roślin oraz na współegzystencji zwierząt i ludzi. Zdumiewa nas widok dzikich gęsi, odpoczywających całą „rodziną” w cieniu kwitnących na żółto topoli tuż obok ludzi, cieszących sie słońcem i leżących wprost na trawie. Trudno zrobić zdjęcie, by jakiś gęsi dziób nie wszedł w kadr. Prożno tu szukać zakazów wchodzenia na trawę i leżenia na ławkach. Tu najprawdopodobniej właśnie do tego służą parki. Z zachwytem podpatruję parę, leżącą na brzegu, która popija szampana z długich kieliszków. Płynąc zbieram gęsie pióra.
Kilkadziesiąt metrów dalej krajobraz nieoczekiwanie sie zmienia. Zamiast starych drzew, nad brzegiem kanału nowoczesne biurowce i dźwigi budowy przy kolejowym dworcu głównym. Ścisłe centrum dużego miasta. Nie słychać klaksonów, nie śmierdzą spaliny. Z wody nie widać tego, że mieszka tu ponad 250 tysięcy ludzi kilkunastu narodowości. Brakuje typowego hałasu dużych aglomeracji i pośpiechu godzin szczytu, pomimo obiadowej pory. Widać za to ogromne parkingi dla rowerów. W mieście jest ponad 500 kilometrów ścieżek rowerowych, doskonałe warunki, by nie korzystać z aut.
Okrążamy fosę zamku kanałem i wpływamy w kanały portowe. Przy wysokim brzegu zacumowany statek mieszkalny. Na „tarasie” donice z kwiatami i kanadyjka, służąca zapewne mieszkańcom do wodnej rekreacji. Naprzeciwko wielkie hale fabryczne, a na placu przed fabryką wyprodukowane tu elementy wiatraków. Wpływamy do najstarszej części portu Malmö. Wygląda, jakby dziś już nie był używany, ogromne pomosty dla bardzo dużych statków robią wrażenie, ale są puste. Przepływamy pod nimi.
Już od chwili, gdy nasze kajaki znalazły się „w świetle” otwartego morza, poczuliśmy jego siłę. Pozornie dziś nie wieje, leciutki połnocno-zachodni wietrzyk ledwo poruszał listkami w parku. Tu okazuje się, że morze zdążyło się juz rozbujać. Po prawej, przy dużych pirsach, wielkie wycieczkowce. Na wprost strzegąca wejścia do portu latarnia morska, postawiona na morzu, zaledwie kilkaset metrów od nabrzeży Malmö. Zapada decyzja o płynięciu do latarni. Manewr zwrotu w lewo i narażenie się na boczne fale, bezlitośnie atakujące burty wąskich maratonowych kajaków, wymaga bezpiecznego miejsca, jakie spodziewamy się znaleźć przy latarni. Tym sposobem dwukrotnie przecinamy tor wodny, prowadzący do portu. Trzeba uważać. Grupa kajaków powinna przecinać tor wodny w szpalerze – tak łatwiej ze statku zauważyć małe kajaki na wodzie, znikające raz po raz w metrowych falach.
Po dopłynięciu do latarni, można odpocząć chwilę od fal i rozejrzeć się. Latarnia nie grzeszy urodą, koniecznie trzeba wrócić do portu i zobaczyć tę ładną latarnię, koło której przepływaliśmy. Znaczne wypłycenie przed wysepką sprawia, że od nawietrznej fale są jeszcze większe. Po wypłynięciu na otwartą wodę nie widać z wysokości kajaka Kopenhagi, oddalonej od Malmö o kilkanaście kilometrów. Kiedyś trzeba będzie tam popłynąć i zobaczyć, jak stolica Danii wyłania się zza horyzontu… Bardzo dobrze widać za to most łączący oba miasta. Otwarty do ruchu w 2000 roku sprawił, że Malmö rozkwita, stanowiąc bazę uniwersytecką, usługową i mieszkalną dla przepełnionej Kopenhagi. Szczycące się niemal dziesięciowiekową historią szwedzkie miasto, przez prawie połowę tego czasu należało do Danii. Nie dziwią więc silne związki miast, które dzieli jedynie cieśnina Sund. Przeprawa drogowo-kolejowa Oresund, zwana niesłusznie mostem – dzieło inżynierii ekstremalnej – to w istocie most (7845 m), przejazd na powierzchni sztucznego lądu (4055 m) i tunel (3510 m). Od szwedzkiej strony wjeżdża się na most, który stopniowo obniża się w miarę zbliżania się do Danii. Na usypanej celowo wysepce jezdnia dla samochodów i podwieszony pod nią pokład dla pociągów wchodzą w tunel, który kończy się na duńskim lądzie. Wrażenia z pokonywania tej drogi przez morze są niezwykłe. Przeprawa Oresund jest płatna. Pomimo wysokiej ceny przejazdu, koszt budowy ma się zwrocić dopiero po 35 latach.
Przepływamy wzdłuż nabrzeża, podziwiając z bliska sylwetkę wieżowca Turning Torso – najwyższego budynku mieszkalnego w Skandynawii. Nie można go zwiedzać. Mieszkańcy wolą mieć ciszę zamiast turystycznego ruchu. Ten nowoczesny, ekologiczny i energooszczędny wieżowiec jest zbudowany w ścisłym powiązaniu z wodą, a do jego głównego wejścia prowadzi kładka przerzucona nad wybudowaną „fosą”.
Dzięki wypływającej na otwarte morze motorówce wiemy, gdzie powinniśmy szukać wejścia powrotnego w sieć kanałów. Gdyby popłynąć jeszcze dalej na południe wdłuż morskiego brzegu, znaleźlibysmy się na piaszczystej plaży, co w skalistej Szwecji jest wyjątkowo cenne. Szwedzi nazywają ją nawet „Copacabaną”.
Po wpłynięciu na wewnętrzne wody rozkołys fal ucicha nagle i znowu robi sie spokojnie. Dookoła nas specjalne drewniane „trybuny” dla wszystkich, którzy chcą podziwiać morze i zachód słońca, uczyć się tu, czytać książki, spotykać z przyjaciółmi lub po prostu poleżeć i popatrzeć na wpływających do miasta z morza kajakarzy.
Wkrótce przepływamy pod uniesioną zastawką, chroniącą małe kanały przed motorówkami. Na wypadek, gdyby była opuszczona, przygotowano fantastyczną przenoskę. Kajakowe pomosty, ułatwiające wyjście z wody, rozstawione na szerokość kajaka, sprawiają, że wpływamy do środka pomimo otwartej drogi wodnej i próbujemy tych „ułatwień”. Przyjemne.
W asyście mieszkającej tu łabędziej rodziny (nie bez jej niezadowolenia) dopływamy do drugiej zastawki, tym razem zamkniętej, więc musimy się przeprawić górą, co jest łatwe. Wystarczy wyjść na kajakowy drewaniany pomost, przeciągnąć kajak po pochylniach i zwodować za zaporą. Czysta przyjemność.
Dopływamy do klubowych pomostów, zamykając pierwszą z dwóch pętli, jakie dziś zrobimy na miejskich wodach Malmö. Nie zatrzymujemy się w klubie, na którego pomoście ubyło w międzyczasie kanadyjek. Wypływamy znanym już sobie odcinkiem przez park, wdłuż fosy zamku do nowoczesnych biurowców. Tym razem, zamiast skręcić w lewo do starego portu, skręcamy w prawo wzdłuż budowy do dworca kolejowego. Podziwiamy budowę nowego budynku i mostu przez kanał tuż obok. Budowlańcy korzystają z wody w kanale. Nowe ściany budynków powstają tuż nad wodą. Nie stanowi to jednak niebezpieczeństwa dla kajakarzy. Budowa prowadzona jest z zachowaniem zasad bezpieczeństwa dla korzystających z wody. Miejsca poboru wody i jej wylewania z budowy są oznaczone bojkami lub barierkami.
Po chwili znowu jesteśmy w porcie. W oddali otwarte wody, od strony których wieje wiatr. Woda jest pomarszczona i trzeba się mieć na baczności. Przepływamy obok pomnika, symbolizującego protest przeciwko przemocy (pistolet z zawiązaną na supeł lufą), który ktoś właśnie ubiera w duży włóczkowy sweter. Po prawej restauracyjne stoliki tuż nad brzegiem. W oddali widać już piękną portową biało-czerwoną latarnię morską. Nagle, z bocznej ściany kanału wystrzeliwują z ukrytych dysz długie na wiele metrów łuki wody. Później okazało się, że to fontanna „fala”. Pióropusze wody mają zmienne natężenie, co sprawia, że spacerujący deptakiem przy miejskiej bibliotece piesi, widzą morskie fale, dodatkowo w nocy podświetlone na różne kolory. Dysz z wodą jest 21 i ciągną się przez kilkadziesiąt metrów. Ma to symbolizować związek Malmö z morzem. Wpływamy pod „falę”, a także pomiędzy strumienie wody. Bawimy się jak dzieci. Z oddali patrzy na nas latarnia morska, o której całkiem zapomnieliśmy. Po chwili wracamy do kanału opasającego Stare Miasto, na którym jutro odbędzie się maraton. Ponieważ znamy już ten kanał z ubiegłego roku, tym razem skupiamy się na zmianach, jakie zaszły w mieście przez ten rok.
Parking na wodzie dla rowerów przy dworcu kolejowym opustoszał, bo został wybudowany nowy, wielopoziomy i to znacznie bliżej dworcowego gmachu, do którego co chwilę dojeżdżają kolejne fioletowe pociągi. Za zakrętem, przy budynku klubu wioślarskiego, ukończono już budynek mieszkalny z tarasami w każdym lokalu z widokiem na wodę kanału. Znajdujemy się w mieszkalnej części centum miasta. Za kolejnym zakrętem nowy, zbudowany w ubiegłym roku most, który także jest pofalowany. Ma łukowatą balustradę i latarnie w kształcie rowerowych kółek. To kładka dla pieszych i ścieżka dla rowerów. Tuż za nowym mostem, których naliczyliśmy nad kanałem kilkanaście i każdy jest w innym stylu, kolejna fontanna, uruchamiana przez pieszych w dogodnej dla nich chwili. Silne strugi wody wystrzeliwują pionowo z wody. Można się wystaraszyć. Po chwili wypożyczalnia niebieskich rowerów wodnych.
Nieco dalej nabrzeże w formie widowni, tym razem kamienne, po którym „przechadzają się” koty-pomniki. Siedzi tu zawsze dużo ludzi, patrząc na wodę. Obok sztuczne kaskady białej wody, niczym górskie potoki. Gdybyście chcieli zatrzymać się tu na chwilę i odpocząć, to można zajrzeć do pobliskiej budki z lodami. Są bardzo drogie, ale bardzo dobre. Przy kotach parkuje imprezowa barka, która pokonując pół maratonowego kółka, umila czas zabranym na pokład. Można tu zjeść i posłuchać granej na żywo muzyki. Opływamy barkę dokoła podczas rejsu, przeglądając się w jej burtach, zrobionych z lustrzanych paneli. Znowu jesteśmy w Parku Królewskim. Po prawej stary, zabytkowy cmentarz miejski. Stopniowo gwar uliczny ucicha, jego miejsce zajmuje gęganie gęsi i kwilenie małych jak pół dłoni kaczuszek, podążających za mamą. Patrzymy na ludzi, odpoczywających w parku. Leżą na trawie tuż obok zaparkowanych rowerów, skaczą na taśmach rozpiętych pomiędzy drzewami, świętują w małym gronie jakieś uroczystości, śpią, opalają się, śmieją, relaksują…
Tuż przed zakrętem z odnogą kanału, który doprowadzi nas znowu do klubu kajakowego, piękny budynek Casino Cosmopol Malmö. Wraz z kilkupietrową fontanną, wygląda w tym parku trochę jak budynek uzdrowiska, ale raczej można tu dostać zawału niż się uleczyć.
Widać już wiatrak, co oznacza, że dopływamy do klubu kajakowego. W bocznym klubowym kanale trzeba pochylić głowę pod nisko zwieszającymi się nad wodą gałęziami drzew i trzeba będzie pamietać, żeby to robić w nocy podczas maratonu.
Pływanie nocą po kanałach Malmö serdecznie polecam. Mosty są ładnie oświetlone, każdy inaczej, innym kolorem i według innego pomysłu. Na jezdniach jednego z nich, od spodu, są zamontowane, widziane tylko z wody, małe diody, wyglądające jak gwiazdy na nocnym niebie. Kładka-fala oświetlona jest LED-owymi listwami na niebiesko i faktycznie po zmroku wygląda jeszcze lepiej. Na surowy beton filarów kolejnej przeprawy przez wodę wyświetlane są lilie, najlepiej widziane od strony wody. To wszystko wygląda, jakby miasto zapraszało na wodę nie tylko w dzień, ale i w nocy. Kanały nie są specjalnie oświetlone, ale przecież znajdujemy się w centrum miasta, do wody dociera światło latarni ulicznych, oświetlonych mostów, reklam i światło z okien mieszkań. Z kanału widać również wieżowiec Turning Torso, którego ściany także w nocy są oświetlone.
Po wyjściu z wody zaglądamy do klubowych hangarów. Po zwiedzeniu „mieszkalnej” części pomieszczeń klubowych, wydawałoby się, że nic już nas nie zaskoczy. Tymczasem w przepastnych klubowych magazynach w idealnym porządku odpoczywa sobie kilkaset kajaków różnych typów (z wyjatkiem górskich), są smocze łodzie (także polskiej produkcji Tedi Sport) i kanadyjki. To wszystko w towarzystwie setek wioseł (z których każde ma swoje miejsce na numerowanym stojaku), kamizelek asekuracyjnych i pozostałego, niezbędnego na wodzie sprzętu. Trzeba bardzo nie chcieć, żeby nie rozwinąć się kajakowo, jak się już jest członkiem szwedzkiego klubu kajakowego. A jednak na 24 godzinnym maratonie M24KC, organizowanym przez Klub Kajakowy w Malmö, to Polacy od trzech lat zajmują czołowe miejsca. Pewnie dlatego Szwedzi myślą, że jesteśmy potegą kajakową. Nie wyprowadzajmy ich z błędu.
Spływ w pigułce
Opisana trasa: około 14 km
Czas płynięcia: 3-4 h w zależności od upodobań.
Stopień trudności: w zależności od siły i kierunku wiatru część morska trudna lub bardzo trudna, część na wodach kanałów łatwa, o ile nie wieje silny wiatr z zachodu, bo wtedy na kanale przy kolejowym dworcu głównym mogą tworzyć się duże fale, na wodzie panuje nieduży ruch w porównaniu do innych „wodnych” miast.
Kajaki: my płynęliśmy własnymi kajakami morskimi, przywiezionymi z Polski, w klubie można wynająć sprzęt pływający.
Nocleg i wyżywienie: jedzenie zabrane z Polski, nocleg w klubie na podłodze (własny materac i śpiwór).
Poniesione wydatki: prom Świnoujście/Ystad – ok. 1300 zł w obie strony (dla 4 osób w jednym samochodzie z kajakami na dachu), dwa lody z siedmiu gałek łącznie – 100 SEK (ok. 50 zł), pobyt w klubie bezpłatny, brak wpisowego na maraton, zrobienie wrażenia potęgi kajakowej na wychowanych na wodzie Szwedach – bezcenne!