Artykuł ukazał się w czasopismach „Wiosło” oraz „Bez Recepty” w 2013 r.
Wenecja inspiruje od wieków. Wrażliwość artystów znajduje swoje odzwierciedlenie na papierze, w partyturach i na płótnie. W Wenecji tworzyli nie tylko wychowani tu wenecjanie jak Antonio Vivaldi czy Canaletto. Jej urokowi uległ Renoir, Napoleon, Proust, Dickens, Hemingway… Długo można wymieniać.
Wenecji nie sposób obfotografować, namalować, muzyką oddać jej specyfikę. Trudno ją opisać, mimo, że Wenecja jest jednym z najbardziej opisanych miast świata. Nie sposób także oddać tego, czego można doświadczyć pływając kajakiem po Wenecji.
Nie próbuję. Sama chciałabym zrozumieć, dlaczego wiele miesięcy później ciągle myślę o każdym dniu tam spędzonym.
Marzenia
Wychowana „za żelazną kurtyną” nie marzyłam nigdy o pływaniu po Wenecji kajakiem. Nie należę do pokolenia, które do Wenecji jeździ na szkolne wycieczki. Jeśli nawet Wenecja pojawiała się w marzeniach, to raczej jako jedno z tych miejsc, które kiedyś trzeba będzie zobaczyć. Podróż do Wenecji z własnym kajakiem, którym podpływa się pod Pałac Dożów, a potem wychodzi na spacer po Placu św. Marka w różowym kapeluszu na głowie, daleko wykracza poza jakiekolwiek marzenia.
Uczucia i emocje
Wenecja to miasto uczuć. Głównie miłości. Koniecznie należy pocałować ukochaną pod Mostem Westchnień lub oświadczyć się właśnie w Wenecji. Widok rozwianego wiatrem welonu skośnookiej panny młodej podczas sesji zdjęciowej przed bazyliką Św. Marka, nie robi na nikim większego wrażenia.
Byłam przygotowana na złość gondolierów, którym mogliśmy „wchodzić w paradę”. Zaskoczyło mnie, że gondolierzy byli dla nas bardzo uprzejmi i przyjaźni, nawet jak im troszkę przeszkadzaliśmy. Spodziewałam się także problemów w związku z noclegiem pod namiotem na dziko na wysepkach laguny. Policjanci, którzy motorówką podpłynęli rano do wyspy, na której spaliśmy, sprawdzili czy jesteśmy bezpieczni i odpłynęli pozdrawiając nas.
Zaskoczyło mnie uczucie strachu, które kajakarzy w Wenecji z pewnością dopadnie. Pływanie tu jest trudne ze względu na duży ruch na wodzie, a co za tym idzie duże fale, które spotęgowane przez pionowe ściany budynków powstają od nowa zanim wygasną. Zrobienie zdjęcia z mostem Rialto w tle to trudne zadanie, bo w kanale Grande ruch jest największy i o wywrotkę nietrudno, kiedy puści się wiosło.
Strach może także towarzyszyć podczas pierwszego spotkania z popołudniowym przypływem. Dobowe wahania poziomów wody w lagunie weneckiej wynoszą około pół metra. Dwukrotnie w ciągu doby ogromne masy wody przemieszczają się do laguny i z powrotem. Laguna Wenecka ma ponad 50 km długości i 14 km szerokości w najszerszym miejscu. Od otwartych adriatyckich wód oddziela ją na całej długości mierzeja, w której znajdują się zaledwie trzy przerwy. Najszersze z tych „wrót” do laguny znajdują się na wysokości Wenecji i przez nie właśnie wlewa się najwięcej wody. Siła przypływu jest tak duża, że dosłownie wciska kajak na ściany budynków. Płynąc kanałem Grande po południu w kierunku wschodnim, odnosi się wrażenie, że płynie się silną rzeką pod prąd.
Podczas pływania po Wenecji towarzyszyły mi także radość, duma i zazdrość. Radość, że tam jestem. Duma, że wszyscy daliśmy radę pokonać duże weneckie fale. Zazdrość natomiast czułam wyraźnie z przepływających koło nas gondoli, których pasażerowie za zobaczenie przez chwilę Wenecji z wody, zapłacili kilkadziesiąt euro.
Zmysły
Po Wenecji można się spodziewać, że to węch będzie dostawał najwięcej bodźców. Ostrzegana przed smrodem kanałów, byłam mile zaskoczona, że nam nie towarzyszył. Owszem, w Wenecji są zapachy, ale całkowicie zaskakujące. Czy wyobrażacie sobie zapach wygotowanego białego prania, wiszącego w plątaninie sznurów do bielizny, pomiędzy brzegami małych kanałów nad swoją głową? Często czuło się zapach płynu do płukania tkanin, charakterystyczną woń wilgoci chłodnych murów, czasem spaliny z silników motorówek, a także zapach jedzenia z restauracji, do których wejście było wprost z wody.
Wzrok dostaje w Wenecji najwięcej bodźców. Trzy dni to za mało, żeby zobaczyć ulubione ogrody Napoleona, wypić kawę w ukochanej przez Dickensa kawiarence, wejść do każdego kościoła, na własne oczy zobaczyć zabytki, wspaniałe zbiory muzeów i rozkoszować się widokiem Alp z dzwonnicy na placu Św. Marka, o czym wcześniej tylko się czytało.
Po pierwszym spotkaniu z Wenecją najbardziej zapamiętałam dźwięki. Muzyka była wszędzie! Chlupot wody czy dźwięk dzwonów towarzyszyły śpiewom gondolierów i muzyce granej na żywo przez kilkunastoosobowe orkiestry w restauracjach na Placu Św. Marka. Start Vogalongi także odbywa się przy dźwiękach muzyki. Z głośników spływają na uczestników dźwięki Vivaldiego. Podczas regat wielu uczestników śpiewa! Anglojęzyczna załoga kanadyjki w pirackich strojach śpiewa „Morskie Opowieści”. Kilka kilometrów dalej dwuosobowa osada rozśpiewanych Włoszek w weneckiej łódce śpiewa „Azurro”.
Czekałam na „O Sole Mio”, śpiewaną przez weneckiego gondoliera w ciasnych kanałach i się doczekałam! W moich wspomnieniach z Wenecji na zawsze pozostaną dźwięki tanga
z filmu „Zapach Kobiety”, grane o zmierzchu w gondoli przez wynajętego akordeonistę. Ośmieliłam się powiedzieć artyście, że dziękuję za ten „koncert”, bo to najpiękniejsze tango na świecie. Wtedy pasażerowie gondoli wznieśli toast na naszą cześć białym winem, które pili.
Gondole
Spotkanie kajakarza z gondolą w weneckim kanale można porównać tylko ze spotkaniem „malucha” z tirem na osiedlowej uliczce. Gondole są ogromne, a gondolierzy to mistrzowie wśród sterników! Gondolier steruje gondolą za pomocą długiego na prawie 4 metry wiosła, umieszczonego na prawej burcie, stojąc na rufie 11-to metrowego kadłuba. To oznacza, że nie widzi, co jest za zakrętem kanału, w który już wpłynęła jego łódka. Przed każdym zakrętem głośno krzyczy „Oj, oj”, i tym „klaksonem” ostrzega, że za chwile wynurzy się zza budynku. Pomimo dużego ruchu gondoli na wodzie, nie dochodzi do żadnych „stłuczek”, w czym pomagają zawieszone na „skrzyżowaniach” półkoliste lusterka. Otarcie pokrytej siedmioma warstwami czarnego lakieru łódki za 20 tysięcy euro mogłoby być kosztowne. Kształt gondoli jest nieprzypadkowy: „bananowaty” kadłub, z dziobem i rufą zawieszonymi wysoko nad wodą, pozwalają na pokonywanie dużych fal i dużą sterowność. Gondola nie jest symetryczna, lewa burta jest szersza o 24 cm od prawej, co równoważy używanie wyłącznie prawego wiosła. Dzięki temu gondola płynie prosto. To wystające z prawej strony wiosło, sprawia, że ruch w małych kanałach jest lewostronny. Gondolierzy dodatkowo wykorzystują mury kanałów po lewej stronie do odpychania się od nich nogami przy skręcaniu. Jeśli kajak płynie obok gondoli, która zaczyna skręcać to może się zdarzyć, że wysoko zawieszona nad wodą rufa przeleci nad głową kajakarza. Dobry refleks jest bardzo wskazany.
Vogalonga
Okazją do wizyty w Wenecji z kajakami była Vogalonga – doroczne „regaty” wszystkich rodzajów łodzi o napędzie wiosłowym. Pierwszy raz odbyła się w 1974 roku jako protest wenecjan przeciwko motorówkom, które niszczą Wenecję. Fale, które powodują motorówki, zalewają ściany budynków, co sprawia, że nasiąknięte mury gniją i osiadają. W Wenecji obowiązuje ograniczenie prędkości, a przepisy są egzekwowane przez radary ustawione na wodzie. Tego dnia, kiedy odbywa się Vogalonga, na ponad 6h zatrzymany jest ruch łodzi silnikowych w Wenecji i wzdłuż wytyczonej trasy regat. Nie kursują wodne tramwaje ani taksówki.
Zgromadzeni wioślarze startują na wystrzał armaty, ustawionej na San Giorgio Maggiore (vis a vis Placu Św. Marka) i ruszają na wody laguny, by po kilku godzinach wpłynąć do Wenecji i zakończyć paradą wzdłuż kanału Grande z metą przed Bazyliką Santa Maria della Salute.
Vogalonga nie jest wyścigiem. Uczestnictwo w niej to swoista „masa krytyczna”.
Widziałam kajaki wszystkich możliwych typów, zarówno czteroosobowe sportowe jak i freestyle’owe. Obok mnie przemykały wieloosobowe wiosłowe łódki przywiezione tu prosto z Oxfordu, czy Cambridge. Było wiele smoczych łodzi, a nawet hawajskie łódki czy dmuchane czeskie konstrukcje. Nade wszystko jednak królowały weneckie łodzie, których załogi wiosłując jednym lub dwoma długimi wiosłami, stojąc przodem do kierunku płynięcia, z wielką gracją bujały całym ciałem, by napędzić swoją jednostkę. Tego dnia Wenecja była prawdziwą wieżą Babel. Spotkaliśmy Szwajcarów, Duńczyków, Francuzów, Niemców, Austriaków, Węgrów, Anglików, Słowaków (nie sposób wymienić wszystkich). Płynęliśmy razem, ciesząc się z tego wspólnego świętowania i nawet „drobne kłopoty organizacyjne” nie odbiorą mi radości z tego, że tam byłam.
Tłum na wodzie przerósł chyba także organizatorów. Na wodach laguny tworzyły się korki, bo długie wiosła osad wioślarskich potrzebują sporo miejsca. Prawdziwym kłopotem okazał się powrót do Wenecji, mimo, że po kilku godzinach płynięcia „peleton” znacznie się rozciągnął.
W kanale Cannaregio jest most Tre Archi (Trzech Przęseł). Pod nim należy przepłynąć, zbliżając się do kanału Grande (zaledwie około 3-4 km przed metą). Osady wioślarskie mogą zmieścić się tylko pod środkowym przęsłem mostu i to pojedynczo, co sprawia, że „zator drogowy” na wodzie zaczyna się kilkaset metrów przed mostem. W tym tłumie wiosła plączą się ze sobą i łamią, zdesperowani kajakarze wpływają pod wiosła dużych łodzi, a załogi sportowych łódek, próbując zapobiec wywróceniu się podczas oczekiwania w bezruchu, wykorzystują innych do wspierania się na ich pokładach. Zdecydowanie sugeruję opłynięcie tego miejsca, zwłaszcza, że uniknięcie zatoru daje nam szanse na dopłynięcie szybciej do mety i „załapanie się” na piękne pamiątkowe medale. Na mecie można już odpocząć w cieniu na schodach bazyliki, choć może lepiej wysilić się jeszcze i odpłynąć z kanału Grande w mniejsze kanały zanim drugi wystrzał armatni o 15:00 oznajmi motorówkom, że to koniec ich przymusowego postoju.
Refleksje
Trzydniowy pobyt w Wenecji i na wodach laguny spowodował duży niedosyt. Teraz dopiero marzę o nieopłyniętych jeszcze kanałach, o zobaczeniu widoku startującej Vogalongi z dzwonnicy kościoła San Giorgio Maggiore, o karnawale w Wenecji…
Zobaczenie Wenecji po raz pierwszy w życiu z niecodziennej perspektywy własnego kajaka uzależnia, długo nie daje myśleć o niczym innym i niesie za sobą niebezpieczeństwo, że już nigdy nic nie wywrze podobnego wrażenia.
38 Vogalonga 2012 w pigułce:
– liczba wszystkich uczestników: 7226 osób, w tym 1268 to wenecjanie, a 3971 przyjechało zza granicy
– ilość startujących łodzi wiosłowych: 1802
– najliczniejsza osada: 22 osoby w smoczej łodzi
– dystans: około 32 kilometry, ale należy wziąć pod uwagę, że na start i z mety trzeba także dopłynąć, tego dnia pokonaliśmy 43 km
– wpisowe: 20 EUR/os.
– rejestracja internetowa: www.vogalonga.com
Wenecja w pigułce:
– czas: 24-27.05.2012,
– pokonany dystans: 70 km (łącznie z Vogalongą),
– moclegi: we własnym namiocie na bezludnej wyspie, jakich w lagunie wiele,
– wyżywienie: we własnym zakresie, jedzenie i woda pitna przywiezione z Polski,
– logistyka: dojazd do Wenecji samochodem z trzema morskimi kajakami na dachu, samochód pozostawiony „na dziko” na ulicy w miejscowości Fusina na stałym lądzie,
– koszt pobytu w Wenecji: 0 euro,
– koszt dojazdu: paliwo (samochód na gaz) i winiety około 1300 zł do podziału na 3 osoby,
– dodatkowe koszty: kupiony przed wyjazdem różowy kapelusz – 50 zł, usłyszeć dzięki niemu od gondoliera „Bellissima!” – bezcenne.